Wiadomości z tagiem Bluetooth  RSS
iPhone 15 – bieda edition dla biednych ludzi? (test)

17.10.2023 17:01


iPhone 15 to najtańszy spośród nowych smartfonów Apple. Sprawdzamy, czy bliżej mu do pełnoprawnego flagowca, czy do wykastrowanego średniaka.
Myślę, że nikt nie będzie polemizował ze stwierdzeniem, że iPhone 15 Pro to jeden z najlepszych smartfonów, jakie znajdziemy aktualnie w sklepach. Tyle tylko, że za jakość się płaci i to niemałe pieniądze. Ale na całe szczęście mamy też iPhone’a 15, czyli tańszy model, dzięki któremu każdy może doświadczyć odrobiny emejzingu w swoim życiu. Ale jest tu pewien haczyk…
Kup teraz - zapłać później
od 4477,00 zł na ceneo

Choć iPhone 15 jest tańszy od wariantu Pro, to nadal nie jest to telefon tani. Jego ceny startują od 4699 zł za opcję ze 128 GB pamięci wewnętrznej. Sporo, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że na papierze jego specyfikacja wypada znacznie gorzej od droższego brata. Mamy tu zeszłoroczny procesor Apple A16 Bionic, wyświetlacz OLED o przekątnej 6,1” i odświeżaniu raptem 60 Hz oraz podwójny aparat z głównym modułem o rozdzielczości 48 Mpix, ale bez dedykowanego tele. 
No i tak, wreszcie dostajemy USB-C, ale nawet tutaj pierwsze co bije po oczach, to ewidentne cięcia. Nie tylko jesteśmy ograniczeni do prędkości USB 2.0, ale nawet nie dostajemy szybkiego ładowania z prawdziwego zdarzenia.


To jak to właściwie jest z tym iPhonem 15? Dostaliśmy flagowca w ludzkiej cenie czy kiepsko wycenionego kastrata dla frajerów? Sprawdzamy!

Co w zestawie?


iPhone 15 sprzedawany jest w niewielkim pudełku, które nie zmieniło się znacząco na przestrzeni kilku ostatnich generacji. Nie znajdziemy w nim ładowarki. Zamiast mamy dokumentację, kluczyk do tacki SIM i bardzo fajny jakościowo przewód USB-C. No i mamy naklejkę z logo Apple… bo w sumie czemu nie?

Wygląd


Jaki jest iPhone, każdy widzi. Apple dość konsekwentnie trzyma się estetyki wypracowanej na przestrzeni kilku poprzednich generacji. Nowy model może się w związku z tym wydawać nieco nudny, ale trudno mu odmówić tego, że dobrze się prezentuje. Projektantom z Cupertino wyszedł naprawdę zgrabny kawałek sprzętu, który na żywo sprawia dużo lepsze wrażenie niż na zdjęciach.
Z przodu znajdziemy wyświetlacz otoczony wąską, symetryczną ramką. Pewną nowością jest zastąpienie wielkiego notcha wyspą Dynamic Island znaną z zeszłorocznego iPhone’a 14 Pro. Tak naprawdę mamy tu dwa niezależne otwory, połączone w jeden element na poziomie oprogramowania. Na pewno prezentuje się to znacznie bardziej nowocześnie niż wcięcie zdobiące ekrany poprzedników.
Na pleckach mamy taflę matowego szkła w jednym z kilku pastelowych odcieni. Obowiązkowe logo z nadgryzionym jabłkiem wkomponowano tym razem wyjątkowo subtelnie. Ma ono ten sam kolor, co reszta obudowy, a wyróżnia się wyłącznie delikatnym połyskiem. 
W rogu telefonu umieszczono natomiast kwadratową wyspę aparatu. Co ciekawe, nie jest to osobny element, a wykonano ją z tego samego kawałka szkła, co resztę plecków. To bardzo subtelny detal, ale trzeba przyznać, że prezentuje się świetnie. No i co warto podkreślić – choć aparaty wystają poza obręb obudowy, to grubość takiego garbu mieści się w rozsądnych granicach. Piszę o tym, bo to dość istotny atut na tle nieco nieporęcznego wariantu Pro.
Boczne ramki wykonano z aluminium i wykończono pod kolor obudowy. Nie palcują się i nie odbarwiają, co zdarza się w przypadku tytanowego iPhona 15 Pro. W porównaniu z poprzednikiem zostały natomiast delikatnie zaokrąglone przy krawędziach.
Z wartych uwagi elementów, u góry jest pusto.


Z prawej mamy przycisk zasilania.


U dołu zaszła bodaj najbardziej rewolucyjna zmiana, bo zamiast złącza Lightning z poprzednich generacji znajdziemy tu uniwersalny port USB-C. Oprócz tego mamy tu podwójny grill skrywający głośnik multimedialny oraz mikrofon.


Z lewej umieszczono przyciski regulacji głośności oraz fizyczny suwak wyciszenia. Osobiście bardzo cieszy mnie obecność tego ostatniego, bo uważam, że to bardziej praktyczne rozwiązanie niż programowalny przycisk wariantu Pro.

Jakość wykonania


Pod względem wykonania iPhone 15 to absolutnie najwyższa liga i poziom, do którego mogą aspirować flagowce konkurencji. Z przodu i z tyłu znajdziemy specjalne szkło hartowane stworzone wspólnie z firmą Corning, ramka to aluminium, a spasowanie elementów jest wzorowe. Całość wydaje się bardzo solidna i sprawia rewelacyjne wrażenie w dotyku. No i mamy tu pełną pyło- i wodoodporność na poziomie IP68.

Wygoda obsługi


iPhone 15 to jeden z najbardziej kompaktowych smartfonów, jakie znajdziemy obecnie na rynku. Telefon świetnie leży w dłoni i bez problemu daje się obsłużyć jedną ręką. Na pewno pomaga fakt, że nie ma tu żadnych ostrych krawędzi, które uwierałyby podczas korzystania z urządzenia. No i jest leciutki, dzięki czemu można zapomnieć, że mamy go w kieszeni.
Także od sprzętowej nie mam zastrzeżeń. Jeśli coś miałoby negatywnie wpływać na komfort obsługi, wskazałbym raczej na oprogramowanie. Sporo elementów tutejszego interfejsu nadal pamięta czasy, kiedy ekrany smartfonów miały po cztery cale i niekoniecznie sprawdza się przy wysokich wyświetlaczach współczesnych iPhone’ów.

Wyświetlacz


Na pokładzie iPhone’a 15 znajdziemy wyświetlacz Super Retina XDR OLED o przekątnej 6,1” i rozdzielczości 1179 x 2556. Zagęszczenie pikseli to ok. 461 PPI, także do ostrości wyświetlanego obrazu trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia.
Co innego do częstotliwości odświeżania, która wynosi maksymalnie 60 Hz. Czy ma to jakikolwiek wpływ na funkcjonalność urządzenia? Ani trochę. Wpływa jednak negatywnie na komfort pracy i stanowi bardzo dziwne przeoczenie, jeśli wziąć pod uwagę, że w dzisiejszych czasach nawet telefony za poniżej 1000 zł wyposażone są w panele o częstotliwości 90, a nawet 120 Hz. No ale chyba wszyscy wiedzą, z czego to wynika, prawda? iPhone 15 Pro się nie sprzeda, jeśli tańszy model wypadnie zbyt dobrze.
Do jakości samego panelu nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Ba, w niektórych aspektach wypada naprawdę rewelacyjnie. Mam tu na myśli przede wszystkim jasność maksymalną, która według naszych pomiarów sięga 1056 nitów, a niewykluczone, że byłaby wyższa, gdyby nie ograniczenia naszej aparatury pomiarowej (część źródeł mówi o 1600 nitów). Czytelność w jasnym słońcu jest więc perfekcyjna. Oczywiście o kontraście i kątach widzenia nie ma sensu zbyt dużo pisać, bo wypadają perfekcyjnie – jak to przystało na panel OLED.
Jasność
maksymalna
Temperatura
bieli
Kontrast Pokrycie
gamutów
Błąd ΔE
Auto: 1054 cd/m²
Ręcznie: 541 cd/m²
6405K n/d sRGB: 97,7%
Adobe RGB: 70,5%
DCI-P3: 73,3%
Średni: 1,23
Maksymalny: 5,81

Ciekawie prezentuje się natomiast kwestia odwzorowania kolorów. Jeśli wierzyć naszym pomiarom, wyświetlacz iPhone’a 15 może się pochwalić pokryciem gamutów DCI-P3 i Adobe RGB na poziomie nieco ponad 70 procent, co jak na telefon tej klasy byłoby wynikiem bardzo słabym. Prawdopodobnie mamy tu jednak do czynienia z automatycznym przełączaniem profili kolorystycznych w zależności od wyświetlanego rodzaju treści, a sam panel potrafi obsłużyć znacznie szerszy gamut, np. podczas oglądania wideo z HDR. Niestety nie jesteśmy w stanie wykazać tego w oparciu o wykorzystywaną przez nas procedurę testową.
Złego słowa nie mogę natomiast powiedzieć o kalibracji. Odwzorowanie kolorów w ramach przestrzeni sRGB stoi na bardzo wysokim poziomie, a średni błąd ∆E wynosi raptem 1,23. W tym warto wspomnieć, że choć telefon nie oferuje opcji ręcznej zmiany profilu kolorów, to posiada funkcję True Tone, dostosowującą balans bieli do panujących aktualnie warunków oświetleniowych.

Wydajność


Sercem iPhone’a 15 jest procesor Apple A16 Bionic. Jeśli nazwa brzmi znajomo, to pewnie dlatego, że jest to ta sama jednostka, która przed rokiem napędzała iPhone’a 14 Pro. Sam układ wykonany został w litografii 4 nm. Składa się na niego sześć rdzeni: dwa wysokowydajne Everest o taktowaniu 3,46 GHz i cztery Sawtooth o taktowaniu 2,02 GHz. Do tego dostajemy pięciordzeniowy układ graficzny Apple GPU, 6 GB RAM i nawet 512 GB pamięci wewnętrznej w technologii NVMe.
Procesor na pokładzie bohatera testu nie jest może najświeższą konstrukcją, ale wysokiej wydajności odmówić mu nie można. Telefon doskonale radzi sobie z wszystkimi codziennymi zadaniami i jest szalenie wręcz responsywny. Bez problemu zagramy w nim również w najbardziej wymagające tytuły.

Wydajność
AnTuTu V10 Geekbench 6 3D Mark GFXBench offscreen Maksymalna temperatura obudowy [°C]
Jeden rdzeń Wszystkie rdzenie Wild Life Extreme Wild Life Extreme Stress Test Aztec Ruins Vulkan High Tier (1440p Offscreen) Car Chase (1080p Offscreen)
ASUS Zenfone 9 - 2037 5625 2766 52,90% 2976 6172 48
ASUS Zenfone 10 1597632 1931 5171 Maxed out 45,80% 3978 7703 46,8
Honor Magic5 Pro 1482913 1049 2894 3663 35,20% 4301 7426 47
HTC U23 Pro 701715 - - 830 99,60% 1064 2208 50,9
iPhone 14 Pro - - - 3342 67,00% 2692 3257 44,9
iPhone 14 Pro Max - 2547 6396 3378 68,90% 3402 6088 47
iPhone 15 1456386 - - 2932 78,50% 2511 5435 43,7
iPhone SE 3 2022 - 2001 5344 1838 80,20% 2432,43 3959,98 45,2
Motorola Edge 40 Pro - 1375 4015 3645 80,30% 4324 7333 47,3
Nothing Phone (2) 1199738 - - 2811 60,40% 2938 4514 42
Nubia Redmagic 8S Pro 1644584 - - 3783 97,60% 4531 7823 42
Samsung Galaxy S22 - - - 1740 68,50% 1994 3295 44,1
Samsung Galaxy S22 Ultra - - - 2023 64,70% 1883 4267 45,8
Samsung Galaxy S23 - - - 3780 75,00% 4356 7613 42
Samsung Galaxy S23+ - 1980 5202 3853 67,10% 4488 7035 44,3
Samsung Galaxy S23 Ultra - - - 3845 67,30% 4560 7616 46,2
Samsung Galaxy Z Fold4 - 2008 5249 2780 50,00% 3237 6065 47,5
Samsung Galaxy Z Fold5 1486849 - - 3720 52,70% 3894 3726 48,4
Sony Xperia 1 IV - 2021 5250 2409 50,80% 1700 2963 49,6
Sony Xperia 1 V 1280111 2043 5414 3649 56,40% 4371 7378 46,9
Sony Xperia 5 V 1331244 - - 3702 56,70% 4384 7575 48,5
Xiaomi 12X - 1951 5277 1226 68,20% 1535 3434 43
Xiaomi 13 - 2004 5194 3652 95,10% 4184 7092 45,5
Xiaomi 13 Pro - 1925 4630 3779 97,80% 4402 7529 49,5
Xiaomi 13T Pro 1502016 - - 3451 84,50% 4044 6515 52,5
Xiaomi Poco F5 Pro 1295589 - - 2150 66,30% 3299 6022 44

Rzecz jasna wszelkie porównania z konkurencją na Androidzie są utrudnione ze względu na różnice w specyfice obydwu systemów. Można natomiast bezpiecznie przyjąć, że mówimy tu o wydajności bardzo zbliżonej do tegorocznych flagowców.
A jak wygląda kultura pracy? Zupełnie przyzwoicie, szczególnie biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z wydajnymi podzespołami zamkniętymi w wyjątkowo kompaktowej obudowie. Telefon pod obciążeniem potrafił się nagrzać do 43,7 °C w najcieplejszym punkcie. Nie jest to może przyjemne, ale też daleko temu do absurdalnych temperatur, które potrafiły osiągać modele Pro. 
Spadek wydajności również trzyma się w rozsądnych ryzach. Według pomiarów nawet pod długotrwałym obciążeniem nowy iPhone zachowuje ok. 79 procent maksymalnej mocy obliczeniowej. Dla porównania, w większości flagowców z Androidem notujemy spadek wydajności o połowę.

Biometria


iPhone 15 nie posiada skanera linii papilarnych. Mamy natomiast Face ID, czyli funkcję rozpoznawania twarzy. Wykorzystuje ona dodatkowy sensor głębi, tworząc trójwymiarowy model naszego oblicza, w związku z czym jest to rozwiązanie dużo bezpieczniejsze niż rozwiązania oparte wyłącznie o obraz z przedniego aparatu. 
Przede wszystkim jednak działa szybko, intuicyjnie i bardzo skutecznie. Podczas używania telefonu można zapomnieć, że włączone mamy jakiekolwiek zabezpieczenie biometryczne. Dodatkowo rozwiązanie działa nawet w całkowitej ciemności.

Komunikacja


iPhone 15 obsługuje łączność 5G w sieciach polskich operatorów i radzi sobie z tym bardzo dobrze. Na karcie Plusa bez problemu udało mi się złapać ponad 400 Mbps, więc zastosowany modem na pewno nie okaże się wąskim gardłem. Jeśli chodzi o rozmowy przez WiFi, funkcja ta jest dostępna, aczkolwiek spośród dwóch testowanych operatorów (Plus i Orange) mogłem ją aktywować wyłącznie u tego drugiego. No i warto wspomnieć, że telefon potrafi jednocześnie obsłużyć po jednej karcie nanoSIM i eSIM.
Z innych standardów łączności mamy Wi-Fi 6, Bluetooth 5.3 i NFC. 
Jest także złącze USB-C i to bodaj najważniejsza nowość, jaką wprowadza nowa generacja iPhone’ów. Złącze miałem okazję sprawdzić z kilkoma różnymi akcesoriami. Obsługa większości z nich – w tym pendrive’ów i DAC-ów – nie sprawiała żadnego problemu. Wyłącznie kontroler Razer Kishi nie zadziałał w ogóle.
Trzeba natomiast zauważyć, że w związku z przesiadką na USB-C Apple nie odpuściło sobie bycia Applem. Złącze w podstawowym iPhone’ie 15 ograniczone jest wyłącznie do prędkości USB 2.0 (iPhone 15 Pro obsługuje znacznie szybszy standard USB-C 3.2 Gen 2). 
W zestawie z telefonem zabrakło także adaptera do akcesoriów ze złączem Lightning, co jest trochę środkowym palcem dla dotychczasowych klientów marki. Gryzie się to także z budowaną przez giganta z Cupertino narracją o ochronie środowiska, bo czeka nas teraz wysyp elektrośmieci ze starą końcówką, którego można było uniknąć.
Jeśli chodzi o funkcję lokalizacji, telefon wykorzystuje technologie GPS, GLONASS, GALILEO, BDS, QZSS i NavIC.

Interfejs


iPhone 15 pracuje pod kontrolą systemu iOS 17. O samo oprogramowaniu Apple napisano już chyba wszystko. To kawał bardzo dopracowanego kodu, który wyróżnia się wysokim stopniem dopracowania oraz bezpieczeństwa. Użytkownicy chwalą je także za prostą, intuicyjną obsługę.


iOS reprezentuje kompletnie inną filozofię niż Android. To system niemal w całości zamknięty, który lubi narzucać użytkownikom liczne ograniczenia w imię bezpieczeństwa czy spójności interfejsu. Z perspektywy osoby, która na co dzień korzysta z Zielonego Robocika, na pewno wymaga to przyzwyczajenia. Funkcjonalnie jednak dzisiejszy iOS praktycznie nie różni się od swojego konkurenta z Mountain View. Od kilku wersji znajdziemy tu nawet alternatywę dla szuflady aplikacji oraz obsługę widżetów. Jeśli więc rozważacie przesiadkę z jednego systemu na drugi, jest to dobry moment.


Największymi plusami iOS są bez wątpienia długi okres wsparcia i szeroka integracja z innymi usługami Apple. Szczególnie to ostatnie może się okazać poważnym atutem dla osób, które korzystają już z ekosystemu giganta z Cupertino. Nie jest to jednak kwestia być albo nie być. Z innymi urządzeniami i usługami producenta iPhone 15 zdecydowanie rozwija skrzydła, ale nie jest to warunek konieczny, by komfortowo z niego korzystać.


Jeśli jest jakiś obszar tutejszego interfejsu, na który chciałbym pomarudzić, byłaby to nawigacja. Apple w wielu miejscach kurczowo trzyma się rozwiązaniem zaprojektowanych z myślą o pierwszych iPhone’ach z ekranem 3,5”. Wiele istotnych elementów wymaga sięgania do górnej belki, w systemie brakuje uniwersalnego gestu cofania, ustawienia większości aplikacji rozbite są między samą apkę oraz menu ustawień systemowych itd. Sprawdzało się to może dziesięć lat temu, ale na współczesnych telefonach z dużymi wyświetlaczami okazuje się po prostu nieporęczne.

Głośniki


Nowy iPhone nie posiada gniazda jack, co akurat nie powinno nikogo zaskakiwać. Ma natomiast zaskakująco dobre głośniki stereo. Charakteryzują się one pełnym brzmieniem z wyraźnie zdefiniowanymi niskimi tonami i dobrze odwzorowaną niższą średnicą. Jednocześnie dźwięk nie traci absolutnie nic na swojej klarowności, a technikalia trzymają wysoki poziom.
Mówiąc prościej, iPhone 15 nie gra jak smartfon, a jak sprzęt kilka razy większy. Takiego brzmienia spodziewałbym się może w laptopie, a i to dopiero w segmencie premium. Serio, pod tym względem bohater testu naprawdę mi zaimponował.

Aparat


Aplikacja aparatu na pokładzie iPhone’a 15 jest czytelna i funkcjonalna. Mamy tu nawigację za pomocą wirtualnego pierścienia, jasną ikonografię, a także kilka częściej lub rzadziej spotykanych udogodnień, w tym poziomicę i podgląd obszaru poza fotografowanym kadrem. Minusem jest natomiast fakt, że żeby pozmieniać część ustawień musimy opuścić aplikację aparatu i zajrzeć do menu ustawień systemowych, co komplikuje i spowalnia cały proces.


Co warto zauważyć, iPhone 15 nie posiada fabrycznie trybu manualnego. Jeśli nam na tej funkcji zależy, trzeba poszukać wśród aplikacji firm trzecich dostępnych w App Store.
iPhone 15 został wyposażony w podwójny aparat. Zaliczył on względem zeszłorocznego modelu duży upgrade. Tutejsza główna jednostka charakteryzuje się dużą matrycą 1/1,56” o rozdzielczości 48 Mpix. Sparowano ją z obiektywem o ogniskowej odpowiadającej 26 mm dla pełnej klatki oraz przysłonie f/1.6. Do dyspozycji mamy także optyczną stabilizację obrazu (OIS) w formie stabilizacji sensora.
Zdjęcia wykonane główny aparatem prezentują się bardzo dobrze. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to wyjątkowo naturalne kolory. Widać, że jest to obszar, do którego Apple przykłada dużo uwagi i w mojej ocenie zostawia konkurencję daleko w tyle. Świetną robotę robi także tryb HDR, który daje bardzo naturalne rezultaty, jednocześnie rejestrując zakres dynamiki, którego nie powstydziłaby się duża lustrzanka.
Jeśli przyjrzeć się zdjęciom z bliska, na pewno znalazłyby się powody, żeby pomarudzić. Przykładowo, w rogach kadru można dostrzec niewielki spadek ostrości, a drobne detale, takie jak liście drzew, bywają przeostrzone, co skutkuje pojawienie się artefaktów. Zastanawia mnie także obecność wyjątkowo mocnej winiety. Fakt, daje to fajny „lustrzankowy” efekt, ale jest to jednak wada optyki, którą chciałbym móc skorygować (albo wyłączyć, jeśli to tylko software’owy efekt).
Niestety w dalszym ciągu piętą achillesową iPhone’a pozostają zdjęcia po zmroku. Fotografie wykonane w słabym świetle są co prawda nadal szczegółowe, jednak na zbliżeniach biją po oczach wyraźną ziarnistością. No i pojawia się tutaj jeszcze jeden problem: kontrast. Apple skalibrowało ekspozycję w taki sposób, że ciemniejsze elementy kadru zlewają się w jedną czarną plamę. Wiadomo, nadmierne rozjaśnianie cieni nie jest może najlepszym pomysłem, ale tutaj gigant z Cupertino poleciał w drugą skrajność i wyszło jeszcze gorzej.
Warto przy okazji nadmienić, że Apple chwali się w materiałach na temat iPhone’a 15 dwukrotnym bezstratnym przybliżeniem, co jest bzdurą. Tutejszy aparat wykorzystuje dokładnie ten sam trik, który znajdziemy w większości telefonów z Androidem. Zdjęcia z przybliżeniem to po prostu wycinki z fotografii w pełnej rozdzielczości 48 Mpix. Faktycznie prezentują się bardzo dobrze i funkcja to doskonale sprawdzi się do portretów, ale nazywanie tego zoomem „bezstratnym” albo „optycznym” to po prostu kłamliwy marketing.
No i pochwalić muszę jeszcze jedną rzecz, a mianowicie tryb portretowy, który jest w mojej ocenie najlepszym w całej branży. Apple to jeden z nielicznych producentów, który potrafi stworzyć wiarygodną symulację głębi ostrości. Wiadomo, sporadycznie zdarzą się potknięcia, jednak w większości przypadków efekty wypadają naprawdę fantastycznie.
Drugie oczko na plecach to aparat ultraszerokokątny o rozdzielczości 13 Mpix. Wykonane z jego pomocą zdjęcia prezentują się dobrze, aczkolwiek na zbliżeniach mocne wyostrzanie skutkuje wyraźną ziarnistością. Generalnie jednak telefon dobrze radzi sobie z korygowaniem wad optyki, a zdjęcia mają ładne, naturalne kolory, więc i finalny efekt wygląda bardzo dobrze.


Z przodu znajdziemy aparat o rozdzielczości 12 Mpix z przysłoną f/1.9 oraz – co bardziej istotne – z autofokusem oraz dedykowanym sensorem głębi. W sumie mógłbym tu powtórzyć to, o czym pisałem w przypadku pozostałych modułów – wykonane z jego pomocą zdjęcia mają atrakcyjne kolory i niezłą szczegółowość. Do tego wspomniany wcześniej czujnik głębi pozwala uzyskać świetne rezultaty w trybie portretowym.
Unikałbym natomiast używania przedniej kamerki w słabym oświetleniu, bo spadek jakości potrafi być bardzo wyraźny. Niestety zastosowano tutaj malutką matrycę, przez co po zmroku telefon zaczyna mieć problemy nie tylko z ostrością, ale przede wszystkim z kontrastem i poprawnym odwzorowaniem kolorów.

Przykładowe zdjęcia

Aparat główny


[

Aparat ultraszerokokątny


[

Aparat przedni


[

Wideo


Aplikacja aparatu iPhone’a 15 wyposażona została w kilka trybów do nagrywania wideo. Charakteryzują się one czytelnym interfejsem, podobnym do tego znanego z funkcji fotograficznych. Niestety nie znajdziemy tutaj trybu manualnego, a ekspozycję zawsze ogarnia automatyka.


Co jednak ważne, materiał nagrywany przez iPhone’a 15 trzyma bardzo wysoki poziom. Możem nagrywać w maksymalnie 4K i 60 kl./s. i to z pełną stabilizacją. Telefon pozwala też na rejestrowanie obrazu w trybie HDR, a więc z rozszerzonym zakresem dynamiki.
iPhone’y od dawna cieszą się opinią jednych z najlepszych smartfonów do nagrywania wideo, a bohater testu wstydu tutaj bynajmniej nie przynosi. Rejestrowany za pomocą głównego obiektywu materiał być może nie dorównuje jeszcze obrazkiem bezlusterkowcom, ale i tak trzyma bardzo wysoki poziom. Kolory prezentują się atrakcyjnie, szczegółowość stoi na bardzo wysokim poziomie. No i mamy do dyspozycji bardzo skuteczną stabilizację obrazu, która pozwala na wygodnie nagrywać z ręki.
Gorzej sytuacja wygląda po zmroku, bo choć jesteśmy w stanie z iPhone’a 15 wykrzesać używalny materiał, to jednak spadek jakości jest wyraźny. Musimy się liczyć z dużą niższą szczegółowością oraz gorszym odwzorowaniem kolorów. Co jednak warto pochwalić, nawet w takich warunkach współpracy nie odmawia stabilizacja. U konkurentów wcale nie jest to takie oczywiste.
I z drobiazgów, o których warto wspomnieć: zoomowanie podczas nagrywania na iPhone’ie 15 prezentuje się zaskakująco naturalnie. Nawet przy przeskoku między głównym aparatem i ultraszerokokątnym nie pojawiają się znaczące różnice kolorystyczne, co stanowi nie lada wyczyn.
Przednią kamerką również możemy nagrać materiał w maksymalnie 4K i 60 kl./s. Co więcej, ma autofokus, co jest dzisiaj rzeczą bardzo rzadko spotykaną i to niezależnie od klasy sprzętu. Już to czyni z bohatera testu rewelacyjny aparat do vlogowania, a dodajmy do tego skuteczną stabilizację obrazu oraz bardzo dobry mikrofon i mamy w zasadzie ideał.

Bateria


Apple nigdy oficjalnie nie chwali się pojemnością akumulatora w swoich smartfonach. W sieci możemy jednak znaleźć informację, że tutejsze ogniwo ma pojemność ok. 3350 mAh. To malutko jak na dzisiejsze standardy i to nawet biorąc poprawkę na niewielkie gabaryty urządzenia.
Szczęśliwie jednak telefon z tego niewielkiego akumulatora robi dobry użytek. W toku testów wytrzymywał mi ok. 1,5 dnia na jednym ładowaniu przy SoT rzędu 5-6 godzin. Nie są to może wyniki wybitne, ale pozwalają na całkiem komfortowe korzystanie z urządzenia.
Niestety łyżka dziegciu pojawia się w kontekście ładowania i nie, nie mam tu na myśli braku ładowarki w zestawie. Chodzi mi o brak szybkiego ładowania. No OK, technicznie jest – telefon obsługuje standard USB Power Delivery. Niestety maksymalna moc to tylko 25 W, w związku z czym pełne ładowanie urządzenia zajmuje ponad godzinę. Na otarcie łez mamy za to ładowanie bezprzewodowe w dwóch standardach (MagSafe i Qi) oraz bezprzewodowe ładowanie zwrotne.

Podsumowanie


Czy iPhone 15 jest kastratem? Noo… tak. Nie da się tego ukryć. Producent dokonał cięć, by jakoś uzasadnić różnicę w cenie względem wariantu Pro. Nie zmienia to natomiast faktu, że bohater artykułu w toku testów znacznie częściej dawał się poznać jako reprezentant segmentu premium i to taki pełną gębą.
Nowy iPhone jest świetnie wykonany, ma doskonały wyświetlacz (pomijając odświeżanie), a wydajnością idzie ramię w ramię z tegorocznymi flagowcami z Androidem. Bardzo pozytywne wrażenie robi też tutejszy aparat. Może i nie jest on królem technikaliów, ale wykonane nim fotografie prezentują się naprawdę fantastycznie – a o to przecież chodzi, prawda? Osoby przesiadające się z Androida z pewnością docenią, że nowy iPhone nareszcie posiada złącze USB-C. No i wisienką na torcie pozostaje oprogramowanie oraz doskonała integracja z resztą ekosystemu giganta z Cupertino.
W zasadzie zalet iPhone’a 15 jest zbyt dużo, by można je tu było wszystkie wymienić. A wady? Te wynikają przede wszystkim z polityki producenta i zależnie od naszych osobistych upodobań mogą się okazać drobną niedogodnością albo czymś, co zaważy na zakupie. Nie da się natomiast ukryć, że wyświetlacz 60 Hz w telefonie za te pieniądze to zwyczajny żart. Boli także brak szybkiego ładowania. No i jest cena, która wcale nie gra na korzyść testowanego modelu.
Bo sprawa wygląda tak: za 4699 zł możemy mieć najtańszego iPhone’a 15. W podobnej lub niewiele wyższej cenie spokojnie da się upolować np. Samsunga Galaxy S23 Ultra albo niedobitki magazynowe iPhone’a 14 Pro. Jeśli spojrzeć na to od tej strony, opłacalność najtańszej piętnastki prezentuje się w najlepszym razie tak sobie. 
Oczywiście nie sądzę, by kogokolwiek miało to zniechęcić do zakupu. W końcu mówimy o iPhone’ie – tutaj opłacalność nigdy nie była szczególnie istotna. I może to dobrze? Bo iPhone 15 to naprawdę fajny telefon, nawet jeśli mógłby być lepiej wyceniony.

Ocena końcowa: 8/10


Plusy:
  • Wysoka jakość wykonania
  • Dopracowane oprogramowanie
  • Przewidywany długi okres wsparcia
  • Bardzo dobra jakość zdjęć z głównego aparatu
  • Rewelacyjna jakość wideo
  • Wyświetlacz o bardzo dobrych parametrach
  • Uniwersalne złącze USB-C
  • Jedne z najlepszych głośników w swojej klasie
  • Wysoka wydajność
  • Szeroka integracja z resztą ekosystemu producenta
  • Kompaktowe gabaryty
  • Atrakcyjny design
  • Pyło- i wodoodporność

Minusy:
  • Arbitralne cięcia, które nie powinny mieć miejsca w tym segmencie cenowym
  • Wyświetlacz o odświeżaniu tylko 60 Hz
  • Brak szybkiego ładowania
  • Wygórowana cena
  • Nawigacja po interfejsie bywa uciążliwa
  • Duży spadek jakości zdjęć i filmów po zmroku

Za wypożyczenie smartfona do testów dziękujemy firmie Plus. Smartfona możecie kupić w salonach oraz  

Test Xiaomi 13T Pro. Tańsza alternatywa nie musi być gorsza

16.10.2023 18:06


Pod koniec września 2023 roku na polskim rynku zadebiutowały nowe smartfony Xiaomi z serii 13T. Model z dopiskiem „Pro” trafił w moje ręce, dzięki czemu mogłem sprawdzić, jakie są wady i zalety tego urządzenia.
Pod koniec lutego 2023 roku ruszyła w Polsce przedsprzedaż tegorocznych flagowców Xiaomi z serii 13, a ponad pół roku później zadebiutowały u nas ich „tańsze odpowiedniki”, czyli urządzenia z serii 13T. Topowy model, Xiaomi 13T Pro, dotarł do mnie w niebieskiej wersji kolorystycznej, z tylnym panelem wykonanym z materiału imitującego skórę. Świetnie to wygląda i dobrze się komponuje z czarną, niemal kwadratową „wyspą” fotograficzną, która wystaje na kilka milimetrów ponad otaczającą ją powierzchnię.
Jak przystało na flagowca, we wnętrzu wodoszczelnej obudowy pracują flagowe podzespoły, na czele z układem MediaTek Dimensity 9200+, wspieranym przez 12 GB RAM-u. W komplecie otrzymujemy również wszechstronny zestaw aparatów fotograficznych, sygnowanych marką Leica, a także wyświetlacz AMOLED o dużej rozdzielczości oraz głośniki stereo. Nie zabrakło tu również kompletu nowoczesnych standardów łączności bezprzewodowej, takich na przykład, jak 5G czy Wi-Fi 7.
​​Xiaomi 13T Pro w etui
A jak to wszystko sprawuje się w codziennym użytkowaniu? Odpowiedź na to (i nie tylko) pytanie znajdziesz w poniższej recenzji, do której przeczytania i komentowania zapraszam.

Najważniejsze cechy telefonu (23078PND5G):

  • Poliuretanowa obudowa (ekologiczna skóra) z aluminiową ramką, szkło Corning Gorilla Glass 5,
  • Wymiary: 162,2 x 75,7 x 8,62 mm, masa: 200 g,
  • Odporność na wodę i pyły, certyfikat IP68,
  • 6,67-calowy wyświetlacz AMOLED o rozdzielczości 1220 x 2712 pikseli (446 ppi), 144 Hz, HDR10+, czujnik oświetlenia,
  • Optyczny czytnik linii papilarnych pod ekranem,
  • Głośniki stereo z Dolby Atmos,
  • Ośmiordzeniowy układ MediaTek Dimensity 9200+ (1 x Cortex-X3 @3,35 GHz + 3 x Cortex-A715 @3 GHz + 4 x Cortex-A510 @2,0 GHz), proces technologiczny 4 nm,
  • Grafika Immortalis-G715 MC11,
  • 12 GB RAM-u LPDDR5X, 512 GB pamięci masowej UFS 4.0 (463 GB dla użytkownika),
  • 2 gniazda na karty nanoSIM, eSIM,
  • Łączność 5G, Wi-Fi 7 802.11a/b/g/n/ac/ax/be (2,4/5/6 GHz), Bluetooth 5.4, NFC, podczerwień, GPS / GLONASS / Galileo / Beidou / QZSS / NavIC, cyfrowy kompas, USB-C 2.0, USB OTG,
  • Główny aparat 50 Mpix (Sony IMX707, 1,28", 1,2 µm), obiektyw 24 mm z przysłoną f/1.9, PDAF, optyczna stabilizacja obrazu (OIS), lampa LED, filmy 8K@24fps, 4K@24/30/60fps, 1080p@30/60/120/240fps; drugi aparat 12 Mpix (1/3,06”, 1,12 µm), obiektyw ultraszerokokątny 15 mm z przysłoną f/2.2; trzeci aparat o rozdzielczości 50 Mpix (1/2,88”, 0,61 µm), teleobiektyw 50 mm z przysłoną f/1.9, PDAF, zoom optyczny 2X,
  • Przedni aparat 20 Mpix (Sony IMX596 1/2,8”), obiektyw z przysłoną f/2.2, filmy 1080p@30fps,
  • Niewymienny akumulator litowo-polimerowy o pojemności 5000 mAh, szybkie ładowanie przewodowe 120 W,
  • Android 13 z interfejsem MIUI 14.0.11 (test na oprogramowaniu 14.0.11.0.TMLEUXM),
  • Cena: 3999 zł.

Kup teraz - zapłać później
od 3799,00 zł na ceneo

Zawartość pudełka


Do testów otrzymałem smartfon Xiaomi 13T Pro w kolorze Alpine Blue (niebieskim). W białym pudełku, razem z urządzeniem, znalazła się ładowarka sieciowa o mocy 120 W (GaN), przewód USB A-C, metalowa igła do wysuwania tacki na karty nanoSIM oraz bezbarwne etui na telefon. Zestaw został uzupełniony o nieco „makulatury”, w tym krótką instrukcję Quick Start Guide.

Źródło: www.telepolis.pl

Biedronka rzuca hit. Taniej ciężko znaleźć

16.10.2023 13:06

Biedronka rzuca hit. Taniej ciężko znaleźć
Biedronka udostępniła gazetkę "Okazje Tygodnia", w której znalazło się sporo ciekawej elektroniki. Już wkrótce w niższej cenie będzie można kupić sprzęt audio i telewizor.
Biedronka cyklicznie aktualizuje swoją ofertę zarówno stacjonarną, jak i internetową. Tym razem pojawią się duże zniżki na sprzęt dostępny online. Sieć sklepów przygotowała promocję na sprzęt audio i telewizor.

Biedronka wyprzedaje sprzęt audio i telewizor


Nowa gazetka "Okazje Tygodnia w Biedronce" zawiera sporo sprzętu, który może zaciekawić konsumentów. Nasze oko przyciągnęła promocja na urządzenia audio. Już od teraz do 29 października (lub wyczerpania zapasów) można kupić wodoszczelny głośnik Tracer Splash L TWS za 79 złotych. Urządzenie można sparować przez Bluetooth oraz charakteryzuje się klasą wodoszczelności IPX6. W dodatku sprzęt oferuje nawet do 8 godzin odtwarzania muzyki i możliwość włożenia karty pamięci.
W ofercie Biedronki po niższej cenie będzie można nabyć Soundbar JBL 2.0 All-in-One. Za niego przyjdzie klientom zapłacić 649 złotych, czyli o 150 złotych mniej niż zwykle. Urządzenie charakteryzuje się mocą 80 W oraz dźwiękiem Dolby Digital. Nie zabrakło pakietu złączy, w tym HDMI, USB i optycznego.

Biedronka rzuca hit. Taniej ciężko znaleźć
Z kolei wisienką na torcie jest  tutaj z pewnością Telewizor LED 43" Metz MUC6100Z, który można dostać nawet 300 złotych taniej w promocyjnej cenie 1199 złotych. Urządzenie działa na systemie Android 10 w wersji na telewizory oraz oferuje obraz w rozdzielczości UHD 3840 x 2160 pikseli przy częstotliwości odświeżania 60 Hz. Nie zabrakło tu takich technologii jak HDR10, czy DTS Studio Sound.
 
 

Źródło: www.telepolis.pl

Realme GT5 Pro bez tajemnic. Oto szczegóły

16.10.2023 9:24



Jeszcze w tym roku Realme pokaże swój najnowszy flagowy telefon Realme GT5 Pro. Znamy jego specyfikację, zapowiada się bardzo dobrze.
Realme GT5 Pro pojawia się już w zapowiedziach od jakiegoś czasu, a oczekiwania wobec tego telefonu są spore – bo już , zaprezentowany pod koniec sierpnia, mocno podwyższał poprzeczkę.
Teraz specyfikację Realme GT5 Pro podał na Weibo tipster Digital Chat Station. Według niego Realme GT5 Pro wyposażony będzie w zakrzywiony ekran AMOLED o rozdzielczości 2K i nieznanej jeszcze przekątnej – prawdopodobnie będzie to jak w podstawowym modelu, 6,74 cala. W innych przeciekach pojawiała się też informacja, że będzie to 6,7 cala. Dostawcą panelu ma być firma BOE.
Sercem nowego flagowca będzie układ Snapdragon 8 Gen 3, czyli najnowsza jednostka Qualcomma, która powinna mieć premierę jeszcze w październiku. Jej pracę wspierać będzie pamięć RAM w standardzie LPDDR5x oraz wewnętrzna UFS 4.0. Wielkości nie zostały podane, ale w przypadku RAM-u należy spodziewać się minimum 12 GB i maksymalnie nawet 24 GB. Pamięć wewnętrzna powinna pojawić się w wariantach 256 i 512 GB, tak jak w modelu GT5, ale producent może wprowadzić też wersję 1 TB.
Pod względem komunikacyjnym, poza szybkim 5G smartfon zapewni łączność WiFi 7, Bluetooth 5.4 oraz NFC.
Sekcję foto stworzą trzy aparaty: główny z matrycą 50 Mpix (IMX966 1/1.43", OIS), szerokokątny 50 Mpix (JN1, 1/2.76") oraz aparat 64 Mpix (OV64B) z peryskopowym teleobiektywem, OIS i zoomem optycznym 3x. Z przodu znajdzie się aparat 32 Mpix.
Energię do pracy Realme GT5 Pro dostarczy akumulator o pojemności 5400 mAh z szybkim ładowaniem przewodowym 100 W oraz bezprzewodowym 50 W. Obudowa nowego flagowca ma zapewnić pyło- i wodoszczelność IP68. 
Realme GT5 Pro wyjdzie już z najnowszą wersję RealmeUI na bazie Androida 14.
Całość zapowiada się więc bardzo interesująco, a z taką specyfikacją smartfon może zyskać wielu użytkowników. Nieznana jest jednak nawet przybliżona cena ani dokładna data premiery.
 
 

Źródło: www.telepolis.pl

Galaxy M34 5G w Polsce. Znamy cenę

13.10.2023 17:32



Bez większego rozgłosu w Polsce zadebiutował Samsung Galaxy M34. Ten ciekawy model dostępny jest w całkiem przystępnej cenie, więc ma szansę zdobyć sporą popularność.
Galaxy M34 5G miał swoją premierę w lipcu w Indiach. Teraz telefon pojawił się w ofercie sklepu RTV Euro AGD, gdzie trafił z oficjalnej dystrybucji Samsung Electronics Polska i został wyceniony na 1499 zł. Urządzenie powinno też wejść do innych sieci sprzedaży. 
Jak na polskie realia, to przystępna kwota, choć w Indiach Galaxy M34 5G dostępny jest za równowartość już około 950 zł, więc różnica jest dość duża. 
Samsung Galaxy M34 5G to model średniej klasy, który ma kilka ciekawych cech. Atutem na pewno jest ekran Super AMOLED o przekątnej 6,5 cala, w rozdzielczości Full HD+ (1080 x 2340), z odświeżaniem 120 Hz i jasnością sięgającą 1000 nitów. Wyświetlacz zabezpieczany jest szkłem Corning Gorilla Glass 5.

Moc do pracy zapewnia znany z poprzedniej generacji układ Exynos 1280 (5 nm, do 2,4 GHz). W dostępnym w Polsce wariancie towarzyszy mu 6 GB pamięci RAM i 128 GB pamięci wewnętrznej, którą można rozbudować kartą microSD o pojemności 1 TB.
Nowość Samsunga to telefon Dual SIM, który pozwala łączyć się z 5G, Wi-Fi 6 (2,4 + 5 GHz) i Bluetooth 5.2. Nie zabrakło NFC z płatnościami Google. Za lokalizację odpowiadają  systemy GPS, GLONASS, Galileo, QZSS i Beidou.
Sekcję fotograficzną reprezentuje potrójny układ tylnych aparatów – 50 Mpix (f/1,8, OIS), szerokokątny 8 Mpix (f/2,2) oraz makro 2 Mpix (f/2,4). Zdjęcia selfie wykonamy aparatem 13 Mpix (f/2,2).

Jak przystało na serię Galaxy M, nowy Galaxy M34 5G wyróżnia się sporym akumulatorem o pojemności 6000 mAh. Można go ładować z mocą 25 W.
Nowy smartfon pracuje pod kontrolą Androida 13 z One UI 5.1. Podczas premiery producent obiecywał aż 4 generacje aktualizacji systemu (czyli do Androida 17) i pięć lat poprawek bezpieczeństwa. Nie wiadomo jednak, czy te deklaracje dotyczą także polskiego rynku – choć powinny.
Galaxy M34 5G ma wymiary 161,7 x 77,2 x 8,8 mm i waży 208 g. Dostępne są trzy warianty kolorystyczne: granatowy, niebieski i srebrny.
 
 

Źródło: www.telepolis.pl

Ulefone Armor Pad 2: pancerny tablet z LTE i baterią 18 600 mAh

12.10.2023 23:02



Ulefone Armor Pad 2 to nowy pancerny smartfon producenta wytrzymałej elektroniki. Urządzenie wyróżnia się nie tylko odpornością na ekstremalne warunki, ale też przyzwoitą specyfikacją, w tym pojemnym akumulatorem.
Producenci pancernych telefonów w ostatnich miesiącach coraz chętniej wprowadzają również bardzo wytrzymałe tablety, chociaż z ich użytecznością bywa różnie – a to są niezbyt wydajne, a to mają zbyt ciemne ekrany. Nowy Ulefone Armor Pad 2 wydaje się sensownie zbalansowany, zapewniając pod każdym względem co najmniej przyzwoite parametry.
 
Tablet ma solidną obudowę o wytrzymałości na pył i wodę zgodnie z normami IP68 i IP69K, przeszedł także testy MIL-STD-810H. Urządzenie wytrzyma między innymi 30-minutowe leżenie na głębokości 1,5 m, a także upadki na beton. Obudowa jest jednak dość gruba – ma 14 mm – a tablet sporo waży, bo aż 1 kg. Jest to jednak nie tylko efekt wzmocnienia konstrukcji, ale zastosowania bardzo dużego akumulatora o pojemności aż 18 600 mAh. Można go ładować z mocą 33 W przez port USB-C. Producent obiecuje ponad miesiąc pracy w trybie czuwania.

Na obudowie znalazły się głośniki stereo, wyjście audio 3,5 mm, a także dodatkowe rozszerzenia, w tym port uSmart pozwalający podłączyć endoskop lub elektroniczny mikroskop. Za bezpieczeństwo odpowiada czytnik linii papilarnych.
Ciekawym detalem jest umieszczona na tylnej ściance obudowy latarka złożona z 382 diod LED, dająca światło o jasności 750 lumenów. 

Dodatkowym elementem wyposażenia jest szeroki zaczep na dłoń, przydatny podczas pracy w trudnych warunkach.

Ekran w tablecie Ulefone Armor Pad 2 ma przekątną 11 cali i rozdzielczość 2K (1200 x 2000). Maksymalny poziom jasności sięga 500 nitów, co nie jest może wartością rekordową, ale i tak relatywnie wysoką w porównaniu do niektórych tabletów innych pancernych marek. Zewnętrznym zabezpieczaniem wyświetlacza jest szkło Corning Gorilla Glass 5.
Sercem Ulefone’a Armor Pad 2 jest popularny układ MediaTek Helio G99, któremu pomaga 8 GB pamięci RAM z wirtualnym rozszerzeniem do 16 GB. Wewnętrzną pamięć 256 GB można rozbudować za pomocą kart microSD o pojemności do 2 TB.

Tablet zapewnia łączność Wi-Fi 6, LTE 4G, Bluetooth 5.2, a także NFC z płatnościami Google Pay. Lokalizację gwarantują systemy GPS, GLONASS, Beidou i Galileo.  
Z tyłu obudowy znalazł się aparat o rzadko spotykanej w tabletach rozdzielczości 48 Mpix (OV48B2Q, f/1,8), równie obiecujący jest przedni aparat 16 Mpix (IMX351, f/2.2). Taka konfiguracja bardziej przypomina smartfony niż tablety.
Wszystkim zarządza Android 13.

Zagadką pozostaje tylko cena. W tej chwili Ulefone Armor Pad 2 jest już dostępny w ofercie AliExpress, gdzie trzeba za niego zapłacić 2750 zł. Jednak od 16 października cena ma być obniżona w promocji na start do 1375 zł, co jest świetną kwotą za takie urządzenie. Nie wiadomo jednak, ile tablet będzie kosztował poza promocją, a także na rynku polskim (jeżeli dystrybutor zdecyduje się na jego wprowadzenie). 
 
 

Źródło: www.telepolis.pl

Honor Magic Vs2 oficjalnie. To najtańszy rozkładany smartfon z dużym ekranem

12.10.2023 17:28



Honor wprowadza na rynek kolejny rozkładany smartfon. Zadebiutował Honor Magic Vs2, który wyróżnia się bardzo płaską obudową i przystępną ceną.
Honor Magic Vs2 zadebiutował na początek w Chinach, więc zapewne minie parę miesięcy, nim urządzenie wejdzie na inne rynki. Warto jednak zaczekać, bo sprzęt kusi niezłymi parametrami i atrakcyjnymi cenami. W Chinach Honor Magic Vs2 kosztuje już od równowartości około 4100 zł, u nas byłoby to już między 5 a 6 tys. zł, co wciąż jest atrakcyjną kwotą, jak na taki rodzaj sprzętu. Dla porównania poprzednik, czyli , został wyceniony w Polsce na 7499 zł.

Zgodnie z zapowiedziami producenta, Honor Magic Vs2 jest bardzo płaski, choć nie pobił rekordu ustanowionego przez model Honor Magic V2. Nowy telefon w formie złożonej ma 10,7 mm, a po otwarciu – 5,1 mm. Producentowi udało się za to zejść do najniższej wagi w tym segmencie urządzeń – Honor Magic Vs 2 waży 229 g. Jest to m.in. efekt wykorzystania obudowy ze stopu magnezu.

Na okładce Honora Magic Vs2 znalazł się ekran OLED o przekątnej 6.43 cala (20:9) w rozdzielczości 2344 x 2156 i jasności sięgającej 2500 nitów. Główny ekran z to z kolei elastyczny OLED o przekątnej 7,9 cala (9,78:9) i rozdzielczości 2376 x 1060. Obydwa wyświetlacze wykonane z są z użyciem technologii LTPO i zapewniają odświeżanie do 120 Hz.
Moc do pracy Magica Vs2 dostarcza Snapdragon 8+ Gen 1 wspierany przez 12 lub 16 GB RAM. Wewnętrznej jest natomiast 256 lub 512 GB. Rozkładany smartfon Honora zapewnia też najważniejsze funkcje komunikacyjne jak 5G, Dual SIM, VoLTE, ViLTE, Wi-Fi 6, Bluetooth 5.2, NFC oraz USB-C w standardzie USB 3.1 Gen 1. 

Trzy główne aparaty to połączenie jednostek 50 Mpix (f/1,9, OIS), 12 Mpix (szeroki kąt, f/2,2) i 20 Mpix (teleobiektyw, f/2,4, OIS, zoom cyfrowy do 40x). Jest też aparat zewnętrzny 16 Mpix.
Pod obudową znalazło się  miejsce na akumulator 5000 mAh z szybkim ładowaniem 66 W. Wszystkim zarządza MagicOS 7.2 na bazie Androida 13. 

Honor Magic Vs2 wkracza do sprzedaży w Chinach za 6999 juanów (4117 zł) w wariancie 12 + 256 GB oraz za 7999 juanów (4700 zł) w połączeniu 16 + 512 GB. Dostępne kolory to czarny, niebieski i różowy.
 
 

Źródło: www.telepolis.pl

Huawei Watch GT 4 Elite: test najlepszego zegarka z serii GT

11.10.2023 18:31


Zegarki z serii Watch GT cieszą się sporo popularnością wśród Polaków. Nie dziwne – wyglądają atrakcyjnie, mają ciekawy zestaw funkcji, a do tego nie kosztują. Niedawno zadebiutowała czwarta generacja serii. Jak wypada Huawei Watch GT 4 na co dzień?
Seria Huawei Watch GT 4 wkroczyła do Polski w połowie września. Tym razem w aż siedmiu wariantach, a producent szczególną uwagę skupił tym razem na paniach. Mniejsze modele 41 mm, skierowane głównie do kobiet, przyciągają wzrok elementami, które mają nadać im cechy biżuterii. 
„Męski” model 46 mm dostępny jest w czterech wariantach, różniących się wykończeniem i paskiem. Poza sprawdzonymi edycjami Classic i Active, odpowiednio ze srebrną i czarną kopertą, uwagę zwraca nietypowy model Green z kopertą w kolorze srebrnym z zielonymi wstawkami oraz z kompozytowym paskiem w kolorze zielonym.
Do nas na testy trafił wariant w znanej też, topowej konfiguracji Elite, czyli z kopertą w kolorze srebrnym i ze stalową bransoletą. Jest to najdroższy wariant za 1499 zł, mniej kosztuje Green (1199 zł), a najtańsze modele w rozmiarze 46 mm to Classic i Active za 1099 zł. Wszystkie wyglądają dobrze, mają te same funkcje i jeżeli ktoś chce zaoszczędzić te 400 zł, może z powodzeniem wybrać wersję najtańszą, a i później sobie ewentualnie dokupić inny pasek lub bransoletę.

Huawei Watch GT 4 46 mm Elite: najważniejsze dane

  • Koperta ze stali nierdzewnej o wytrzymałości IP68, 5 ATM
  • Wymiary: 46 x 46 x 10,9 mm
  • Waga bez paska: ok. 48 g
  • Wyświetlacz AMOLED 1,43" (466 × 466, ppi 326)
  • Czujniki: przyspieszenia, głębokości i temperatury, żyroskop, akcelerometr, optyczny pomiar tętna, barometr
  • Łączność: Bluetooth 5.2 (BR+BLE+EDR), NFC
  • Lokalizacja: dwuzakresowy GPS, GLONASS, Galileo, BeiDou, QZSS
  • Głośnik i mikrofon (połączenia głosowe przez Bluetooth)
  • System HarmonyOS 4.0
  • Funkcje smart i aplikacje: asystent głosowy (tylko EMUI), zarządzanie odtwarzaniem muzyki, zdalna migawka, fazy księżyca i zmiany pływów, czas wschodu i zachodu słońca, ostrzeżenia o burzy, barometr i kompas, kalendarz, stoper, minutnik, alarmy, funkcja szukania telefonu, AppGallery, sklep z tarczami
  • Funkcje zdrowotne: pomiary tętna TruSeen 5.5+, stresu, saturacji krwi i temperatury skóry, monitoring snu TruSleep 3.0 z analizą oddechu, ćwiczenia oddechowe, „W formie” – śledzenie deficytu kalorycznego, śledzenie cyklu menstruacyjnego
  • Funkcje sportowe: ponad 100 trybów sportowych (w tym pływanie, wspinaczka górska, padel i e-sport), analiza treningów TruSport, zapis trasy biegu (GPS).
  • Akumulator: 524 mAh, czas pracy do 14 dni na jednym ładowaniu, ładowanie bezprzewodowe 5V-9V DC / 2A
  • Bransoleta ze stali 316L wymienna z paskami 22 mm

Co w zestawie?


Huawei Watch GT 4 dostarczany jest w standardowym dla zegarków Huawei pudełku bez specjalnych super dodatków. Poza zegarkiem znajdziemy w nim ładowarkę indukcyjną, w wersji Elite także dodatkowe ogniwa bransolety do zmiany jej długości oraz instrukcję obsługi. Więcej nie jest potrzebne.

Wygląd i wykonanie


W zalewie kolejnych modeli zegarków Huawei Watch w pierwszej chwili może być trudno dostrzec różnice w porównaniu do poprzednich serii. Chociaż Huawei Watch GT 4 w większym wariancie wciąż ma rozmiar 46 mm, jak poprzednia generacja, to jednak diabeł tkwi w szczegółach. Nowy model wydaje się większy, może nawet za duży – spotkałem się już z taką opinią, gdy ktoś widział testowany model na moim nadgarstku. I nie znaczy to, że nie pasował rozmiarowo, tylko sprawiał wrażenie masywnego. Z czego to wynika? 
Huawei zmienił trochę kształt koperty, wprowadzając ośmiokątną ramkę wewnętrzną. To bardzo fajny trend, który od kilku lat zyskuje popularność wśród użytkowników zegarków G-SHOCK, a oktagonalne modele tej marki zdobywają już miano kultowych. Chiński producent chyba zaczerpnął z tego samego źródełka i w sumie fajnie, bo taki kształt zegarka przyciąga oko i stanowi miłą odmianę. Szkoda tylko, że Huawei nie poszedł na całość – ośmiokątna w zarysie jest tylko środkowa, wewnętrzna część koperty, za to osadzony na niej bezel jest już klasycznie okrągły, co minimalizuje trochę efekt kanciastości. Z drugiej strony nie ma się co jednak dziwić – całkiem ośmiokątna konstrukcja mogłaby zniechęcić cześć użytkowników ceniących sprawdzone kształty, a tak Huawei Watch GT 4 łączy jedno i drugie.
Taka konstrukcja sprawia jednak, że sprawdzony rozmiar 46 mm wygląda na nieco większy. Kto jednak lubi duże zegarki, od razu polubi też i Watcha GT 4.

Bransoleta w modelu Elite wykonana jest ze stali nierdzewnej 316L. Można ją bardzo łatwo skrócić lub wydłużyć do obwodu nadgarstka bez użycia dodatkowych narzędzi – tylko wypina się kolejne człony. Równie prosta jest wymiany bransolety na pasek – i można tu założyć dowolny pasek 22 mm.
Zegarek bez paska waży 48 g, metalowa bransoleta dokłada też sporo, więc nie można powiedzieć, że całość jest lekka. Choć Huawei Watch GT 4 dobrze leży na nadgarstku, z czasem trochę męczy rękę i muszę przyznać, że niekiedy zdejmowałem go na 2-3 godziny w środku dnia. Z drugiej strony cały czas też z nim spałem i wtedy też żadnych problemów nie miałem.
Do sterowania Watchem GT 4 służy znana już obrotowa, haptyczna koronka, która działa też jako przycisk menu i cofania – ale nie można zatwierdzać nią wyboru aplikacji czy funkcji (z drobnymi wyjątkami). Dlatego też większość operacji wykonuje się poprzez dotyk. Dolny przycisk wywołuje w domyślnym ustawieniu funkcje treningowe, ale można tam przypisać dowolną inną opcję.

Ekran, tarcze, interfejs


Huawei Watch GT 4 46 mm wyposażony jest w wyświetlacz AMOLED o średnicy 1,43 cala w rozdzielczości 466 x 466, co zapewnia wysokie zagęszczenie 326 ppi. Jak przystało na Huawei, wyświetlacz cieszy oczy ładnymi kolorami, można też skorzystać z trybu AoD. W tym przypadku jednak czułem pewien niedosyt, bo brakowało mi fajnych tarcz, w pełni zgodnych z tym trybem. Te domyślne są przeciętne, a w AppGallery trudno znaleźć ciekawe wzory z AoD. To inaczej niż , do którego takich wzorów było całkiem sporo.
Plusem jest to, że część tarcz można konfigurować, np. zmieniając komplikacje, kolory czy tła, więc na pewno każdy coś dla siebie znajdzie – niemniej jednak Watch 4 Pro dawał więcej możliwości, a baza dostępnych tarcz nie do końca się pokrywa.

Huawei Watch GT 4 dostarczany jest z systemem HarmonyOS 4.0, czyli nowszą wersja niż ta, która wraz z premierą w czerwcu trafiła do serii Huawei Watch 4 – tam był HarmonyOS 3.1. Nowa generacja, a więc i znaczące zmiany? Nic z tych rzeczy, a przynajmniej – nie w interfejsie. Po pierwszym uruchomieniu zegarka widać niemal identyczny układ ikon, kart i funkcji, jak w Watchu 4, a ogólne wrażenia nie odbiegają od tego, co znamy z zegarków Hauwei od kilku lat. Nic w tym złego, bo interfejs użytkownika w HarmonyOS jest przejrzysty, wygodny i cieszy oko.

Nie wszystko jest jednak w pełni intuicyjne. Jak zawsze muszę ponarzekać na siatkowe menu z ikonami, inspirowane Apple Watchami, które jest bardzo ładne, ale mało praktyczne – na szczęście można je przełączyć na listę z nazwami funkcji.
Na prawo od tarczy zegarka jak zawsze znajdują się karty z szybkim dostępem do wybranych funkcji. Można tam umieścić do sześciu widżetów, przy czym domyślnie włączone są nowe karty znane z serii Watch 4. Poza odświeżonymi kręgami aktywności są to ekrany, na których zgrupowano po kilka różnych aplikacji i funkcji naraz.

I tak na przykład karta Zdrowie składa się z sześciu małych ikonek. Są to: oddychanie, temperatura, koniczynka zdrowia, stres, sen i tętno. Na karcie Styl życia znajdują się trzy ikony, a na Sport – cztery. Po drugim zegarku z takimi kartami jestem coraz mniej przekonany do tego pomysłu – jak dla mnie jest za gęsto, za dużo elementów naraz, na czym traci czytelność. Na szczęście można je całkowicie zastąpić kartami w starym stylu, gdy na jednym ekranie znajduje się jedna funkcja – np. sen, tętno albo natlenienie krwi. Niestety, ograniczenie do 6 kart sprawia, że jednak w końcu trzeba się przeprosić z kartami kilkofunkcyjnymi.

Na ekranie umieszczonym na lewo od tarczy niestety niezbyt wiele się dzieje – w topowym Watchu 4 Pro producent zadbał w tym miejscu o kilka ulepszeń jak dodatkowe widżety z oceną snu, planem treningowym czy ulepszoną pogodą oraz, co najważniejsze – asystentką głosową Celia, która świetnie działa z każdym Androidem, a nie tylko z telefonami Huawei. Po testach Watcha 4 Pro cieszyłem się, że to nowe podejście producenta i tym bardziej można było oczekiwać takiej funkcji w HarmonyOS 4.0. Niestety, znów mnie przywitał znany mi komunikat, że funkcja AI Voice działa tylko ze smartfonami z systemem EMUI 10.1 lub nowszym. Na telefonach innych marek nie przemówi. Szkoda. Na tym samym ekranie znajdziemy jeszcze widżet pogody i sterowanie muzyką. Skromnie.
Na dolnym ekranie pod tarczą tradycyjnie pojawiają się powiadomienia – w aplikacji Zdrowie można podpiąć dowolną aplikację, jednak poziom interakcji pozostanie niezmiennie ograniczony – czyli w większości przypadków można wyświetlić część treści, ale odpowiedzieć można tylko za pomocą gotowych fraz lub emotek – np. w Messengerze i na SMS.

Aplikacje 


W menu Watcha GT 4 znajduje się zestaw ikonek apek dobrze znanych z innych zegarków Huawei. Poza licznymi funkcjami sportowymi i zdrowotnymi znalazł się tam wybór dodatkowych aplikacji.

Jedną z nich jest rejestr połączeń, czyli telefon pozwalający odbierać nadchodzące połączenia głosowe i wybierać wychodzące. Wbudowany mikrofon i głośnik umożliwiają prowadzenie rozmów przez sparowany smartfon, nie ma jednak opcji eSIM. Głośnik jest na tyle donośny, że wyraźnie słychać rozmówcę nawet w dość hałaśliwych miejscach, np. na ulicy. Dla łatwego wybierania telefonów można też dodać w aplikacji Zdrowie kontakty.
Kolejną aplikacją jest Muzyka. Można dodać własne utwory w postaci plików MP3 czy FLAC z pamięci smartfonu, posługując się aplikacją Zdrowie. Nie ma za to dostępu do żadnych serwisów streamingowych – nie mówię już nawet o Spotify czy Deezer, ale nawet nie ma dostępu do „stacji radiowych”, czyli prostego serwisu z muzyką, który znalazł się w Watchu 4 Pro.

W menu znajdziemy też barometr z wysokościomierzem i ostrzeżeniem o burzy, kompas, pogoda z czasem wschodu i zachodu słońca – wszytko to jest przydatne podczas wycieczek w teren – a także Mapy Petal, które niestety w tym zegarku są okrojone do podstawowej funkcji – czyli wyświetlania strzałek kierunkowych po uruchomieniu nawigacji w aplikacji w smartfonie. Dla porównania Watch 4 Pro pozwala na zainicjowanie nawigacji pieszej lub rowerowej bezpośrednio z zegarka, na którym wyświetlana jest mapa. Tu tego nie ma.

Menu zegarka zawiera także podstawowe narzędzia jak kalendarz, stoper, minutnik czy alarm. Kusząco wygląda ikonka Portfel, która może sugerować płatności zbliżeniowe, jednak nic z tych rzeczy. Aplikacja Zdrowie, która ma w teorii służyć do konfiguracji Portfela, podaje, że usługa jest niedostępna w „twoim kraju lub regionie”. W serii Watch 4 można tam przynajmniej dodać karty lojalnościowe.
Pomocna może okazać się też ekranowa Latarka (dobra, by podświetlić dziurkę od klucza), a także funkcja Znajdź telefon, aktywująca sygnał głosowy na sparowanym smartfonie.
W zegarku nigdzie nie znajdziemy za to sklepu AppGallery, który można jednak uruchomić z poziomu smartfonowej aplikacji Zdrowie. Czy warto? Nie za bardzo – naliczyłem tam 32 aplikacje, z których osobiście zainteresowały mnie ze 3-4, ale żadna z nich nie jest niezbędna. W przeciwieństwie do Watcha 4 Pro nie znalazłem tam żadnych apek polskich dostawców – np. radiowych (a były do wyboru m.in. RMF FM, Tok FM, Radio Zet czy). Huawei już ze dwa lata temu chwalił się rozwijającą się bazą polskich aplikacji dla zegarkowego HarmonyOS, ale seria Watch GT najwyraźniej nie ma do nich dostępu.

Aktywności sportowe


Huawei Watch GT 4, jak każdy poprzedni zegarek z serii GT, oferuje spory wybór trybów sportowych. Jest ich ponad 100 i chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Poza podstawowymi dyscyplinami jak bieganie, rower czy wędrówka, są też: bieganie na bieżni lub torze, chód w pomieszczeniu, rower stacjonarny, pływanie w basenie i na wodach otwartych, skakanka, wędrówka górska, bieg przełajowy, narty, snowboard, triathlon, orbitrek, ergonometr i wiele, wiele innych. Fajne jest to urozmaicenie, np. wydzielona specyfikacja dla wędrówek w terenie, które różnią się przecież od tych na płaskim.
Treningi biegowe dodatkowo uzupełnione są o kursy i plany treningowe, które można pobierać z aplikacji Zdrowie. Wchodząc w opcje, użytkownik może dobrać dziesiątki parametrów, jak cele, metronom, trening interwałowy, wskaźnik zdolności biegowych, próg mleczanowy i wirtualny towarzysz biegu. Nie brakuje też funkcji autopauzy. Jeżeli trening zostanie zatrzymany ręcznie, a użytkownik go nie wznowi w odpowiednim momencie, to zegarek sam o tym przypomina co jakiś czas wibracją.
Po włączeniu treningu da się zauważyć nowy wskaźnik tętna – jest kolorowy, a wcześniej był biały. Kolor cyfr z uderzeniami na minutę odpowiada strefom tętna, więc może mieć na przykład kolor zielony, żółty czy pomarańczowy. Drobiazg, ale pozwala szybciej zorientować się, czy trening przebiega zgodnie z założeniami. Można też ustawić alerty o przekroczeniu maksymalnego tempa.

Huawei Watch GT 4 został solidnie wyposażony w pozycjonowanie GNSS i łączy pięć systemów: dwuzakresowy GPS, GLONASS, Galileo, Beidou i QZSS. Usprawnieniem jest technologia formowanie wiązki, która polega na tym, że bez względu na to, czy zegarek jest skierowany ekranem do góry, czy też bokiem, jak podczas treningów, śledzenie śladu z satelitów będzie zawsze precyzyjne. Szybkość ustalania pozycji po rozpoczęciu treningu jest doskonała – wystarczy kilka, czasem kilkanaście sekund, nawet w nowych miejscach o innych współrzędnych geograficznych.

Dokładność zapisu śladu jest bardzo dobra. Zdarzają się lekkie odchyły od rzeczywistej linii (np. na zakrętach), ale w niewielkim stopniu, który nie wpływa na ostateczny pomiar.
Poza mierzonymi treningami Huawei Watch GT 4 na bieżąco monitoruje też wszystkie aktywności, przedawniane w formie trzech kręgów. Odzwierciedlają one ruch (spalone kalorie), ćwiczenia (treningi) i czas na nogach – jest to znane już z najnowszych zegarków Huawei podejście, w którym nie jest tak bardzo istotna liczba przebytych kroków. Kroki też oczywiście są podawane, ale nie trzeba wcale zdobywać tych 10 tysięcy, by mieć przekonanie tym, że dzień przebiegał intensywnie. 

Wyniki zapisywane przez Huawei Watch GT 4 można zsynchronizować z serwisami Strava, Komoot i Runtastic.

Funkcje zdrowotne


Huawei Watch GT 4 dostarcza pełen zestaw najważniejszych funkcji zdrowotnych, dobrze znanych z poprzednich modeli – choć pod wieloma względem ulepszonych. Zegarek na bieżąco monitoruje tętno, prowadzi całodobową analizę natlenienia krwi (SpO2), pomiar temperatury skóry, monitoruje sen, stres i w razie czego pozwala przeprowadzić ćwiczenia oddechowe. 
Jedną z najważniejszych nowości, jakie pojawiły się w Huawei Watch GT 4 jest nowa aplikacja W formie. Jest dostępna z poziomu zegarka, jednak by z niej w pełni korzystać, trzeba wykorzystać aplikację Zdrowie w sparowanym smartfonie. 
Aplikacja W formie pozwala utrzymać odpowiedni poziom spożywanych i spalanych kalorii. Użytkownik, który chce zrzucić wagę, powinien utrzymywać deficyt kalorii, tak by więcej spalać. Wszystko wizualizowane jest w formie czytelnej skali ze wskazówką, która przesuwa się na zielone pole, gdy mamy dodatni deficyt kalorii, żółte w przypadku gdy bilans wychodzi na zero, albo czerwone, gdy deficyt jest ujemny, czyli inaczej mówiąc – użytkownik za dużo je, a za mało się rusza. 
Dane o spalonych kaloriach zegarek pobiera z czujników, które na bieżąco monitorują pracę organizmu i nie chodzi tylko o aktywności sportowe, ale także te spoczynkowe. 
A skąd biorą się dane o przyjętych kaloriach? Tu już zaczynają się schody, bo trzeba je dodawać ręcznie w aplikacji, wiedząc, ile trzeba wpisać. Warto więc korzystać z pomocy stron internetowych lub aplikacji, które pozwalają wyliczyć wielkość kalorii dla produktów żywnościowych.
Całość zapewnia fajną motywację do tego, by kontrolować spożycie kalorii i ograniczanie obżarstwa. Korzystanie z tej funkcji otwiera też oczy na to, jak bardzo kaloryczne są niektóre produkty – dla mnie na przykład ponurym memento było odkrycie, że uwielbiane przeze mnie solone orzeszki w 100 gramach mogą mieć aż 600 kcal! Aplikacja W formie pozwala sobie uświadomić, jak codzienne nawyki żywieniowe przekładają się na wzrost wagi.

W aplikacji Zdrowie na smartfonie można ustalić plan utraty masy ciała, definiując określony cel (np. zrzucenie 10 kg w ciągu 45 dni), w czym pomocne są także regularne pomiary wagi.
Całość może okazać się bardzo przydatna, w moim przypadku jednak pojawiły się dwie wątpliwości. Po pierwsze mam wrażenie, że albo zegarek, albo aplikacja obliczają zbyt wysoki poziom kalorii spoczynkowych, w rezultacie czego, nawet gdy siedzę cały dzień przy komputerze i się niewiele ruszam, mam wysoki deficyt kaloryczny. To z kolei sugeruje, że wystarczy niezbyt długi spacer czy przejażdżka na rowerze, by już bezkarnie się objadać – co jest oczywiście nieprawdą.
Być może wynika to ze zbyt małej liczby kalorii, które wpisuję w aplikacji, choć starałem się obliczać to uczciwie. Dane w internecie potrafią być jednak dość różne, co w skrajnych przypadkach może prowadzić do nieścisłości rzędu 100-500 kcal w jednym posiłku. Problemu nie ma tylko z gotowymi produktami ze sklepu.
Inną zdrowotną nowością w zegarku Huawei Watch GT 4 jest zaimplementowana w analizie snu TruSleep 3.0 funkcja śledzenia oddechu podczas snu. Zegarek jest w stanie prowadzić je na podstawie pomiaru tętna i natlenienia krwi, wykrywając przerwy w oddychaniu. Takie przerwy negatywnie wpływają na sen, a w rezultacie niekorzystnie odbijają się na kondycji organizmu podczas dnia – np. powodując senność. 
Dodanie tego pomiaru sprawia, że analiza snu staje się dokładniejsza i uwzględnia dodatkowe czynniki. W moim przypadku, a mam masę problemów ze snem, całość sprawdza się bardzo dobrze, zegarek ładnie oblicza mi wszystkie fazy snu, wskazuje przerwy i przebudzenia, a po śnie w aplikacji na smartfonie mogę przeczytać podsumowanie i sugestię, jak poprawić sen. Nie jest to do końca nic nowego w zegarkach Huawei, ale w Watchu GT 4 zostało jeszcze bardziej rozbudowane.

Niestety, Huawei Watch GT 4 ani razu nie był w stanie zarejestrować mojej drzemki, choć ma taką funkcję – a czasem po pracy zdarza mi się odpocząć w ten sposób przez kilkanaście minut. Może drzemki są za krótkie? 
Zegarek pozwala także kontrolować inne aspekty zdrowotne – np. poprzez koniczynki zdrowia, gdzie pod uwagę brane są różne czynniki, jak picie wody, poziom stresu, aktywność, liczba kroków, regularne wstawianie z łóżka czy poziom stresu. Koniczynki znane są już z ostatnich modeli zegarków Huawei i warto się nimi zainteresować w Watchu GT 4.

Czas pracy


Według deklaracji producenta Huawei Watch GT 4 w wersji 46 mm (z akumulatorem  524 mAh) zapewni do 14 dni pracy na jednym ładowaniu. To wystarczający czas, by bez obaw używać zegarka na co dzień, w tym do mierzenia aktywności sportowych.
Dwa tygodnie możliwe są jednak tylko przy oszczędnym korzystaniu z pewnych funkcji. Ja się nie ograniczałem i miałem stale włączone AoD (bo znalazłem w końcu fajną tarczę), całodobowe mierzenie parametrów zdrowotnych, w tym SpO2 i oddychania podczas snu, miałem też ustawione powiadomienia z wibracją. W takiej sytuacji musiałem ładować zegarek średnio raz na 7 dni. W jedną dobę bez treningów schodziło mi około 12% naładowania, gdy dochodził do tego godzinny trening z GPS, zegarek potrzebował na dobę 16% energii. Gdy z kolei wybrałem się na pięciogodzinną wędrówkę w góry (z GPS), to w tym czasie zegarek rozładował się do 77%, czyli zużył 23% energii. Godzina aktywności z GPS zużywa więc 4-5% energii.
W razie potrzeby można szybko doładować zegarek z mocą 18 W. Deklarowany czas od zera to około 100 minut, ale w praktyce zajmuje to mniej czasu, a co więcej szybko się też doładowuje zegarek np. z połowy stanu baterii. 

Podsumowanie


Przed wystawianiem oceny zegarkowi Huawei Watch GT 4 zajrzałem do swojej sprzed blisko dwóch lat. Cóż, w zasadzie mógłbym napisać niemal dokładnie to samo, wymieniając podobne wady i zalety. 
Huawei Watch GT 4 zyskał wiele nowych usprawnień, ma nowsze czujniki i oprogramowanie je obsługujące (TruSeen 5.5+, TruSleep 3.0) usprawniony został moduł pozycjonowania, o dwie generacje nowszy jest system HarmonyOS 4, doszło też sporo nowości w interfejsie, jak i nowe aplikacje. Szybciej ładuje się też akumulator, Nie można więc powiedzieć, że nic się nie zmieniło, widać, że producent krok po kroku usprawnia swoje zegarki. 

Pewne zalety pozostają też niezmienne – ciekawy wygląd, teraz dodatkowo odświeżony oktagonalną ramką, dobre materiały, solidne wykonanie, ładny ekran, płynne działanie i długi czas pracy. Niezawodny, a nawet niekiedy nieco lepszy, pozostaje zestaw funkcji sportowych i zdrowotnych, w tym aplikacja W formie, ułatwiająca monitorowanie bilansu kalorii.
Z drugiej strony jednak poza zaletami pozostają te same mankamenty, a ogólne wrażenie jest podobne – co nie znaczy złe. W modelu Huawei Watch GT 4 zabrakło mi trochę fundamentalnych usprawnień jak chociażby płatności zbliżeniowych, sterowania muzyką ze Spotify, obsługi map ładowanych z zegarka, czy wsparcia dla eSIM. Przydałby się też pomiar EKG. Skromny jest też zestaw aplikacji z AppGalery, nie powalają dostępne tarcze. Oczywiście nie można mieć wszystkiego w zegarku za 1200-1400 zł. Część tych bardziej zaawansowanych funkcji ma Huawei Watch 4 Pro, więc to nie jest zarzut – ale pozostaje pewne poczucie niedosytu, że po dwóch latach w tej serii nie ma czegoś, co by kazało natychmiast biec do sklepu i zrobić zakupy.
Dla nowych użytkowników, którzy dotąd nie używali zegarków Watch GT, byłby to jednak udany zakup.

OCENA: 8,5/10

WADY

  • Trochę brakuje ciekawych tarcz z AoD
  • Funkcja obsługi głosem działa tylko z EMUI
  • Mimo nowego HarmonyOS 4.0 ograniczenia funkcjonalne jak ze starszych modeli
  • Wciąż mało aplikacji w AppGallery (jakby nic się nie zmieniło do 2 lat)
  • Wciąż brak pomysłu na płatności NFC
  • Brak wsparcia dla eSIM

ZALETY

  • Ramka o ośmiokątnym zarysie – ciekawe odświeżenie wyglądu koperty
  • Solidne wykonanie z dobrych materiałów
  • Ładny i czytelny ekran AMOLED
  • Intuicyjny i dopracowany interfejs
  • Ulepszone funkcje zdrowotne
  • Nowa aplikacja bilansu kalorii
  • Bogaty zestaw funkcji sportowych
  • Dokładna lokalizacja GNSS
  • Niezły czas pracy, szybsze ładowanie

Francuski producent oferuje nowy inteligentny zamek. W zestawie "klucze, których nie da się podrobić"

11.10.2023 14:51

Netatmo rozszerza swoją gamę produktów o inteligentny zamek i klucze. Producent zastosował w urządzeniu konstrukcję zabezpieczającą przed włamaniem, zaszyfrowaną komunikację Bluetooth i klucze NFC.

Źródło: www.benchmark.pl

Ergonomiczna i kompaktowa. Logitech Wave Keys będzie hitem sezonu

11.10.2023 8:59

Logitech Wave Keys
Zdrowie pleców i wygodę przy komputerze można pogodzić. Ta klawiatura łączy dwa światy.
Logitech ma pomysł, jak zadbać o zdrowie osób korzystających dużo z komputera, ale bez zmuszania ich do pisania na dziwacznej, podzielonej klawiaturze. Nowa Logitech Wave Keys znajduje się w połowie drogi między typową klawiaturą ergonomiczną i typową, prostą klawiaturą do biura czy domu. Przez to przesiadka z klasycznego prostokąta nie będzie tak uciążliwa, jak byłaby w przypadku zmiany na przykład na „złamaną” K860.
 

Logitech Wave Keys – pisz jak Cię natura stworzyła


Logitech Wave Keys została wyrzeźbiona tak, by zapewnić naturalną pozycję rąk podczas pisania. Nasze kończyny nie są płaskie, nasze stawy to nie suwnice. Nie ma więc powodu, by zmuszać je do pracy na płaskim narzędziu, jakim jest typowa klawiatura. Logitech Wave Keys, jak wskazuje nazwa, została „pofalowana”, by zapewnić nadgarstkom, łokciom, ramionom i plecom naturalną i bezwysiłkową pozycję.

Logitech Wave Keys
Przy tym klawiatura została zaprojektowana z myślą o potrzebach biur i osób pracujących przy komputerze. Stąd, choć jej konstrukcja jest dość kompaktowa, nie został usunięty blok numeryczny. Klawiaturę można sparować z trzema urządzeniami i przełączać się między nimi z pomocą wygodnych przycisków. Jej zasilanie to dwie baterie AAA, które wystarczą na dwa lata pracy.
Logitech Wave Keys można spersonalizować w aplikacji Logi Options+. Istnieje możliwość podmiany działania klawiszy multimedialnych, ustawienia niektórych funkcji dla konkretnych programów, a także tworzenia makr, by ułatwić często wykonywane zadania. Od strony konstrukcji zaś warto zwrócić uwagę na nóżki, które minimalnie podniosą tył klawiatury oraz fenomenalną poduszkę pod nadgarstki, wykonaną z kilku warstw pianki z pamięcią kształtu.

Logitech Wave Keys widziana z góry
Klawiatura Logitech Wave Keys będzie dostępna w wersji „for business” z odbiornikiem Logi Bolt, przygotowaną do centralnego zarządzania oraz konsumenckiej. Obie można połączyć także przez Bluetooth. Klawiatury trafią do sklepów 13 października. Sugerowana cena detaliczna wariantu konsumenckiego to 349 zł – to kolejny argument za tym, by wybrać ten model, a nie rzucać się od razu na głęboką wodę ze znacznie droższą Logitech Ergo K860. Odmiana biznesowa trafi do Polski w listopadzie.
 

Logitech Vawe Keys na moim biurku
Logitech Wave Keys jest już na moim biurku. Pierwsze wrażenie zrobiła bardzo dobre – rzeczywiście jest wygodna, relatywnie cicha i zajmuje na biurku mniej miejsca niż moja Ergo K860. Niebawem napiszę, jak poradzi sobie w czasie długich sesji przy pisaniu artykułów.

Źródło: www.telepolis.pl

reklama
321sprzedane